niedziela, 18 sierpnia 2013

Praca w domu

Czy gdybym mogła wybierać, pracowałabym w domu? Nie.
Przeglądam czasem ogłoszenia i inne takie. Tam "praca w domu" to atut. Nie wierzcie temu. 
Zarówno ja, jak i mój chłopak pracujemy w domu. Ma to kilka zalet, ale w ostatecznym rozrachunku taka sytuacja nie jest korzystna. Do plusów z pewnością można zaliczyć bliskość lodówki czy możliwość zrobienia przerwy w dogodnej chwili oraz to, że sam kształtujesz przestrzeń pracy. 

To chyba tyle zalet. W dodatku każda z nich może obrócić się w wadę. Wszystko to, co stanowi udogodnienie, jest także rozpraszaczem. Jeżeli uczynimy przestrzeń dogodną do pracy, cały pokój będzie biurem, a nie miejscem wypoczynku. Jeżeli zechcemy zrobić z niego miejsce dobre do relaksu i rozrywki, praca nigdy nie będzie tak wydajna, jak w miejscu przeznaczonym wyłącznie do zajęć zawodowych. Kończy się albo na tym, że stale ma się pracę w domu, albo dom w pracy, co nie sprzyja stworzeniu atmosfery typowej dla żadnego z tych miejsc. 

Ale jest coś, co nadaje sens takiej pracy. Szkoła dyscypliny i równowagi. Powoli uczę się granicy między pracą a resztą dnia. Raz mam tu centrum dowodzenia wszechświatem (zwłaszcza, gdy Coolporterzy zajmują się tu nową produkcją albo trwa sesja), raz warsztat copywritera. Czasem po prostu mój pokój, gdzie siedzę i robię słodkie nic. Lub prawie nic.

Więc jak to zorganizować, żeby działało, gdy nie ma się wyboru? Jak nie stać się piżamowcem? Ja mam kilka niepisanych (do teraz!) reguł, których nawet w miarę przestrzegam.

1. Najpierw się ubierz, głupia!

Najprostszym sposobem na niebycie piżamowcem jest unikanie piżamy. Ona jest do spania. Tylko i wyłącznie. Dopóki nie jestem umyta, ubrana i po pierwszej kawie - dzień się nie zaczął. A musi się zacząć, bo staram się pracować w dzień. Zwłaszcza, że moja najwyższa forma intelektualna przypada na poranek i godziny okołopołudniowe. Jeżeli Twoja też - przespanie tego "momentu" jest wyjątkowo głupim pomysłem.

2. Biurko jest święte

Jeżeli siedzę z komputerem gdzie indziej, niż przy biurku, robię to rekreacyjnie. Moje biurko, na którym panuje względny ład (czytaj: jest na nim pusto), służy wyłącznie do pracy i nauki. Gdy przy nim siadam, oznacza to, że włączam tryb: ROBOTA. Dla podkręcenia efektu wkładam okulary, co daje mi +10 do inteligentnego wyglądu. Wymagam wtedy więcej od swojej głowy i faktycznie się udaje. Nie wiem, jak to działa, ale tak jest. Tryb ROBOTA W OKULARACH to ostateczność: gdy muszę pisać dużo albo szybko. Albo dużo i szybko. I gdy zaczynają boleć oczy.

3. Łóżko to nie jest biurko

Da się na łóżku spędzić cały dzień. Da się w łóżku pisać i zarabiać. Ale przez to zaciera się granica między życiem osobistym (wręcz intymnym) a zawodowym. Nie wspominając, że stajesz się piżamowcem. Spać w łóżku, jeść w łóżku, kochać się w łóżku i pracować w nim - to nie jest zdrowe i nie służy wydajności pracy. Pracuj w miejscu, które kojarzy Ci się z tym zajęciem. I tylko tam. Wprawdzie bierzesz pracę do domu (lub sama się wprasza), ale nie zaciągaj jej do łóżka.

4. Gdzieś tam jest świat

Pracujesz w domu i w domu odpoczywasz, a za oknami przetaczają się niewidzialne kłęby świeżego powietrza. Gdy już nie możesz, idź przewietrzyć mózg. Kwadrans łażenia naprawdę dobrze robi. Jeżeli nie możesz wyjść, przynajmniej otwórz okno. Świeże powietrze jest chyba składnikiem świeżej myśli.

1 komentarz:

  1. Nawet gdybym chciał się zgodzić z tym wpisem, to w żaden sposób nie mogę :-) Uwielbiam luźne ciuchy, bo w nich się czuję odprężony i zrelaksowany, dlatego chodzenie "piżamie" po domu i pracowanie w niej to dla mnie plus a nie minus. Kiedy w biurze siedziałem w garniturze, to tylko odliczałem czas do końca zmiany, aby go ściągnąć i odetchnąć - zamiast skupiać się na pracy modliłem się, aby jak najszybciej dobiegła końca. A potem szefowie się dziwili, że zajęcie, które w domu zajmuje mi pół godziny, w biurze wykonywałem 4x dłużej.
    Na moim biurku stoi terrarium z chomikiem, a "biurkiem" jest właśnie łóżko. Najlepiej, najszybciej i najwydajniej piszę w pozycji leżącej, z laptopem przed sobą i "wszystkim pod ręką". W rezultacie łóżko mam obładowane wszystkim, co się tylko da, a poduszki i kołdra leżą na podłodze :-) Kiedyś próbowałem pisać przy biurku - odpadłem po piętnastu minutach, bo rozpraszało mnie krzesło, światło w oknie, kant biurka wbijający się w ciało i tak dalej.

    Nie mam problemu z dzieleniem życia na strefę "pracy" i "relaksu", dla mnie łóżko to łóżko, zwykły domowy mebel a nie przedmiot zarezerwowany wyłącznie dla jednej ze stref.

    OdpowiedzUsuń